niedziela, 6 maja 2012

Po burzy

Zawsze burze zwiastowały dla mnie coś pozytywnego. Odpoczynek... Niestety wczoraj zaczęłam odczuwać dziwne symptomy, które nie powinny mieć miejsca. Wędrując do Mc donalda czułam odrętwienie w kolanach. Myślałam, że jest to spowodowane moją mądrą wyprawą w 2004 zimą:D po lodzie. Idę i myślę ho ho reumatyzm:D Wszamałam zestaw zdrowego jedzonka i dalej wędrując wyjadałam z pasją lód z coli. No i mnie coś zaczęło pobierać. Myślałam, że ząb źle reaguje na mój rarytas - lód. Potem obserwowałam, że w stronę Wrocławia zmierza burza. Tłumaczyłam sobie moją powoli drętwiejącą głowę od karku zmianą pogodową. Po drodze złapało mnie oberwanie chmury. Wmawiałam sobie, że czuję ulgę ale koszmar zaczął się pod domem. Miałam rozpalone czoło. Cholera wie co było źródlem bólu:D cała głowa, zatoki, ząb, płaty skroniowe, kark, oczy jak gdziekolwiek pojawiło się światło. Tak właśnie wygląda napad migreny. Szłam jak kwazimodo przez kałużę pod domem w deszczu z podkuloną ręką i powyginanymi palcami bo nie mogłam iść inaczej z bólu. Pod nosem sobie wyłam z bólu. Strasząc sąsiadów widokiem. Nie mając czucia w kolanach... Nie miałam sił odpisać na sms, bo światło mnie tak raziło po oczach, że czułam przeszywający ból w oczach. Latały mi zygzaki i takie srebrzyste kółka. Jakoś to specyficznie nazywają migrenowcy... Po wzięciu tabletki miałam nadzieje na ulgę, ale jak zwykle w zaawansowanym stadium, cofa się zawartość. Musiałam wziąć 2 już na pusty żołądek. Nie chciała wcale pomóc.  Nie mogłam leżeć, siedzieć. Cały czas mnie atakował ból. A gdy już ustał. Ledwo oddychając zasypiałam. Myślałam, że się uduszę, bo z wykończenia tym bólem, oddychałam bardzo ciężko;) i to się nazywa ból....