piątek, 10 stycznia 2014

Dawno temu ...

Zdjęcia wykonywał Dariusz Gólczewski 02 października 2011:) we Wrocławiu:). Działaliśmy od godziny 8:45. Kadry wykonywane były przy Wzgórzu Partyzantów oraz w Parku Południowym. W śród tych zdjęć jest kilka moich ulubionych:) Dariusz pochodzi ze Świdnicy, dojechał do mnie autkiem:). Atmosfera współpracy była naprawdę miła. Zdjęcia robił Canonem EOS 50D. Prawda, że śliczne?
Dariusz Gólczewski
Wrocław: Park południowy.

czwartek, 9 stycznia 2014

Irlandia

08.01 - Koniec świata. Na wielkim kacu zapakowałam od niechcenia graty. Chwila moment przypatatajał dzielny Grzesiu aby mnie wywieść do obozu pracy. Aaaa... Po drodze upatrzyłam wielką rezydencję którą kupię i przerobię na agencję modelek... Po smętnym pełnym wzruszeń pożegnaniu idąc i nie kumając ocb na lotnisku poszłam do samolotu. Sms- i jak mówią o bezpieczeństwie lotu? Odp- Nie wiem, może coś tam ględzą po angielsku ale słucham muzyki. Aha... Ludzie zapinają pasy... Loty są nudne... Chmury... chmury... znowu chmury... Wysoko... W sumie? Z takiej wysokości jakby się zrypać to śmierć na miejscu. Spadnij... Spadnij, no spadnij... Ni ch*ja. Jestem nieśmiertelna... W Dublinie zrozumiałam przy hamowaniu po co są pasy:) Wygodniej się zapiąć niż zęby zbierać po samolocie... Nigdy więcej nie dam laptopa do luku bagażowego bo nim rzucali... :D jeszcze mnie odganiali mówiąc że bagaż na taśmie sobie odbiorę i a kisz a kisz;D przecież ja panimaju tylko mówić nie umiem. Należy przy wyjściu okazać dowód bo inaczej trzepią jak dilera narkotyków z ukrainy:D I te miliony pytan - Where are you from? Is it your first visit to Ireland? What will you do here? Who are you visiting? who are they? where they come from? what they do in Ireland? :D w końcu znudziło mi się męczenie z językiem angielskim więc pan usłyszał F*ck I'am from poland ok? My english is f*cking disaster. Spokój... Nie mógł się domyśleć po litrze wódki:D? Czeka mnie jeszcze wylot do Berlina:) teraz już wiem co i jak więc lotnisko mnie nie pochłonie:)
09.01- Zabrałam wiosne do Irlandi. Podobno 1 słoneczny dzień... Ale grzeje słońce! Nic nie widzę. Zielono tu... Nie cierpię zielonego... Dupy nie urywa... Domy identyczne... Coś czuje że po którymś melanżu pomylę wrota do domostwa. :D Fajnie się obgaduje ludzi bo nie znają polskiego:D W ogóle tu ruch jest jak w Anglii:D Po obejrzeniu Irlandek stwierdziłam, że jestem najpiękniejsza w tej osadzie i popadłam w narcyzm. Po pójściu do maka straciłam sens życia. Bic Mac nie ocieka tłuszczem i nie smakuje jak silicon, frytki nie są przesolone:D a herbata z mlekiem ma kolor herbaty i mleka ale nadal smakuje jak woda;p Tu w mc sprzedają marchewke - patologia. W którymś momencie pojawiły się dzieci w mundurkach. Golfy po szyje z polaru, spódnice w krate do ziemi - spróbuj przekonać do tego polskie gimnazjalistki^^ good luck to you. Pytam mojego ziomala - Tu hogward jest:D? te czerwone to griffindor? To czemu trzymają ze sliterinami? Gdzie harry potter bo chyba widzę Hermionę. Kibel na włącznik:D i szarpanie za klamkę daremne... trzeba przęłącznikiem - co za bezsens! Generalnie mam niezłą bekę z tej równoległej rzeczywistości:) Po spotkaniu z foto w porządku:) Pierwsze Irlandzkie fotusie w sobote:)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Sesja Anna Piątkowska



O to, moja pierwsza sesja zdjęciowa, która odbyła się 3 września 2011 o godzinie 7 rano. Za pośrednictwem portalu Maxmodels odezwała się do mnie przemiła kobieta Anna Piątkowska i zaoferowała sesję. Byłam zarówno podekscytowana jak i przerażona, czy dam radę. Zabrałam, ze sobą całą stertę ciuszków. Ania mnie umalowała podkładem Avon oraz cieniem Inglota. Rzęsy kupiłam w Holandii marki Max. Atmosfera na zdjęciach była bardzo przyjemna. Działałyśmy w okolicach Pergoli:)
 
Sukienka z Płockiego sklepiku koło Tigera:) oczywiście, że z wyprzedaży:)

Anna Piątkowska
Wrocław: Pergola 

 Gdyby, któraś z Pań była zainteresowana ubiorem:
Buciki Marki Quasi zdobyte na wyprzedaży w Galerii Wisła w Płocku około stówki:)
Kolczyki dostałam od przyjaciółki z Hiszpanii:)



niedziela, 6 maja 2012

Po burzy

Zawsze burze zwiastowały dla mnie coś pozytywnego. Odpoczynek... Niestety wczoraj zaczęłam odczuwać dziwne symptomy, które nie powinny mieć miejsca. Wędrując do Mc donalda czułam odrętwienie w kolanach. Myślałam, że jest to spowodowane moją mądrą wyprawą w 2004 zimą:D po lodzie. Idę i myślę ho ho reumatyzm:D Wszamałam zestaw zdrowego jedzonka i dalej wędrując wyjadałam z pasją lód z coli. No i mnie coś zaczęło pobierać. Myślałam, że ząb źle reaguje na mój rarytas - lód. Potem obserwowałam, że w stronę Wrocławia zmierza burza. Tłumaczyłam sobie moją powoli drętwiejącą głowę od karku zmianą pogodową. Po drodze złapało mnie oberwanie chmury. Wmawiałam sobie, że czuję ulgę ale koszmar zaczął się pod domem. Miałam rozpalone czoło. Cholera wie co było źródlem bólu:D cała głowa, zatoki, ząb, płaty skroniowe, kark, oczy jak gdziekolwiek pojawiło się światło. Tak właśnie wygląda napad migreny. Szłam jak kwazimodo przez kałużę pod domem w deszczu z podkuloną ręką i powyginanymi palcami bo nie mogłam iść inaczej z bólu. Pod nosem sobie wyłam z bólu. Strasząc sąsiadów widokiem. Nie mając czucia w kolanach... Nie miałam sił odpisać na sms, bo światło mnie tak raziło po oczach, że czułam przeszywający ból w oczach. Latały mi zygzaki i takie srebrzyste kółka. Jakoś to specyficznie nazywają migrenowcy... Po wzięciu tabletki miałam nadzieje na ulgę, ale jak zwykle w zaawansowanym stadium, cofa się zawartość. Musiałam wziąć 2 już na pusty żołądek. Nie chciała wcale pomóc.  Nie mogłam leżeć, siedzieć. Cały czas mnie atakował ból. A gdy już ustał. Ledwo oddychając zasypiałam. Myślałam, że się uduszę, bo z wykończenia tym bólem, oddychałam bardzo ciężko;) i to się nazywa ból....